To, czego boją się dzieci, w dużej mierze zależy od ich wieku. W książce „Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat” (Frances L. Ilg i współautorzy) można znaleźć dokładny wykaz: dwulatki obawiają się niespodzianych dźwięków, trzylatki policjantów i włamywaczy, czterolatki odgłosu silników
Rośliny stosowane do prakt yk magicz nych przez staropol ską czar ownicę. Streszc zenie. Celem niniejsze j p racy było u kazanie zabiegów magicz nych, podczas których staro polskie czarown
Pragniemy rozpocząć cykl artykułów, które będą nawiązywały do dawnych legend i zapomnianych opowieści. Tym razem opowiemy o Beboku – mrocznym stworze, który budzi postrach wśród najmłodszych i jawi się im jako coś mrocznego, strasznego i tajemniczego. Za bajtla starzik, starka a nawet mamulka straszyli nieznośne bejtle
Niektóre psy boją się jeździć samochodem. Ten lęk często spowoduje brakiem wczesnej ekspozycji na przejażdżki samochodem. Może się również rozwinąć po negatywnych doświadczeniach z podróżą samochodem, takich jak jazda ze schroniska, czy wyjazd na wizytę do lekarza weterynarii. Możesz przezwyciężyć strach psa przed jazdą
Nie boją się bronić tego co im jest drogie, a także czczą to co uważają stosowne. Wychodzi na to, że nie ma się czego obawiać jeśli chodzi o czarownice. To czego powinniśmy się bać to utrwalanie i rozpowszechnianie mitów dotyczących czarownic.
Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd. O czym myślała Jadwiga Macowa, patrząc, jak kat ścina głowę jej córki? Co czuła potem, widząc jak płomienie stosu trawią zwłoki dziewczyny? Może nie czuła już nic – skatowana, udręczona torturami, nieświadoma, co się wokół niej dzieje? A może z przerażeniem zastanawiała się, jak zniesie ból, gdy ogień dosięgnie najpierw jej nóg, a potem zacznie ogarniać resztę ciała? I czy wybaczyła swojemu dziecku, że z taką łatwością oskarżyło ją o namawianie do zbrodni? 13 sierpnia 1688 r. do sądu wójtowskiego w Wiśniczu przybyli Wojciech Mach i Zofia Skrzynecka, mieszkańcy Łapczycy, złożyć doniesienie na Jadwigę Macową i jej córkę. Oskarżali je o czary i rzucanie uroków. Mach był świadkiem, jak Macowa wlazła na chałupę i na niej siedziała. Podsądna nie potrafiła przekonująco wyjaśnić, dlaczego to robiła. Choć zapewniała o swojej niewinności, nikt nie wierzył, że z chorobą bydła nie miała nic wspólnego. Naznaczona na męki mistrzowi w końcu przyznała, że siedziała na dachu dlatego, żeby powódź beła. Kat widać znał się na swoim fachu, skoro Macowa opisała nawet, jak wzięła wody konewkę i kropieła po kalenicy i po ziemi, mówiąc diable, czarcie biorę cię na pomoc. Dopomóż że mi, żeby beła powódź, a na naszy sucha. To wystarczyło, by kobietom udowodniono winę. Dziewczyna, która dobrowolnie przyznała, że ją matka zepsowała i wodzieła po granicach z drugiemi…, została ścięta, a potem spalona. Macowa musiała przyglądać się jej egzekucji, a potem sama żywcem spłonęła na stosie. Procesy o czary rozpowszechniły się w Polsce w XVI w. Od tamtego czasu przez kraj przetoczyło się kilka fal nagonek na czarownice i czarowników: W XVII stuleciu związane były z kontrreformacją. Doktor Małgorzata Pilaszek w swej pracy Procesy czarownic w Polsce w XVI––XVIII w. Nowe aspekty wskazuje, że kluczem do poznania mechanizmów polowania na czarownice jest zrozumienie mentalności dawnego społeczeństwa. Otóż z jednej strony potęgi piekielne były w mniemaniu ówczesnych nader realnym niebezpieczeństwem, a z drugiej niemal każdy parał się małą magią, aby zabezpieczyć się przed różnymi nieszczęściami. Na początku z reguły była plotka. Czarownicą lub czarownikiem mógł zostać każdy. Osoba posądzana o szkodzenie za pomocą czarów mogła być młoda lub stara, biedna albo bogata, mogła zachowywać się w sposób społecznie akceptowany lub wyróżniać się na tle lokalnej obyczajowości. W 80–90 proc. przypadków posądzenia o czary dotyczyło kobiet, które uważano za „naczynia pełne demonów”. Znachorki, zielarki, mądre i doświadczone wiejskie baby, do których przez wieki chodzono po poradę w chwilach rozterki, bardzo łatwo było obwinić o wszelkie nieszczęścia i klęski, które dotykały ludzi. Diabeł zwykle był „mężczyzną”, a czarownice oddawały mu się seksualnie. Wierzono, że uwiedzione przez czarta kobiety zdolne były do największych zbrodni. W Nowem na Warmii zachowała się, znajdująca się dziś w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy, księga zawierająca XVII-wieczne protokoły spraw sądu ławniczego przeciwko osobom szkodzącym czarami. Opisano w nich proces Elzy Kucharczykowej alias Zarębiny. Stanęła ona przed sądem oskarżona przez mieszczanina Jana Kolberka, który twierdził, że doświadczył szkód w następstwie czarów rzuconych przez tę kobietę i jej pomocnika diabła. Ponieważ oskarżona nie przyznała się do winy, została poddana próbie wody – związano ją i wrzucono do Wisły. Kilka warstw spódnic utrzymywało Kucharczykową na powierzchni. Nie poszła na dno, więc uznano, że pomagał jej diabeł. Wzięto wtedy nieszczęsną na tortury. Najpierw jednak trzeba ją było przygotować. Kiedy miano czarownice i czarowników próbować torturami, kaci, zabobonnicy i guślarze wielcy, golili im najprzód włosy wszędzie, gdziekolwiek te ozdoby i zasłony ludziom natura dała, powiadając, iż w włosy diabeł się kryje i nie dopuszcza czarownicy lub czarownikowi wyznania i że ukryty w włosach za niego lub za nią cierpi, biorąc za przyczynę takowego mniemania owo ciche i spokojne tortur wytrzymowanie, wyżej wyrażone, z mdłości i upadku z gruntu na siłach pochodzące, nie z łaski diabła, któremu się jako zdrajcy i nieprzyjacielowi ani śniło cierpieć za człowieka. (Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III). Kucharczykowa szybko przyznała się do zażyłości z diabłem o imieniu Kasper, do bywania na Łysej Górze, a także czynów, których nawet jej nie zarzucano. Wskazała też inne kobiety parające się czarami. Na stosie odwołała zeznania. Jej ostatnie słowa brzmiały: Widzę, że na tamten świat idę, nikogo na sumienie ani duszę biorę. Był to prawdziwie szlachetny i wiele znaczący gest, bo Kucharczykowa uratowała w ten sposób przed stosem kolejne osoby. Bliskość płomieni nie zawsze skłaniała jednak do odwoływania oszczerczych oskarżeń, zwłaszcza że skazani na tak potworną śmierć czasem mieli prawo żywić do sąsiadów urazę. Stojąc na podpalonym stosie w Szczercowie, na pytanie księdza, czy przez wzgląd na Pana Boga Ukrzyżowanego odpuszcza ludziom grzechy, skazana Jagnieszka odparła: Jebał ich pies.
Lęk związany z toczącą się na Ukrainie wojną powoduje, że w pobliżu granicy woj. lubelskiego jest mniej turystów niż w poprzednich latach - powiedziała dyrektor biura zarządu Lubelskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej Dorota Lachowska. Dyrektor zaznaczyła, że wojna w Ukrainie – podobnie jak wcześniej pandemia - spowodowały duże zmiany na rynku usług turystycznych. „Turystów przyjeżdżających do województwa lubelskiego jest znacznie mniej i niestety często skracają swoje pobyty do kilkudniowych – poinformowała Lachowska. Jak wyjaśniła, lęk związany z toczącą się na obszarze sąsiedniego kraju wojną powoduje, że w pobliżu granicy województwa z Ukrainą jest mniej turystów niż w poprzednich latach. „Wiele osób rezygnuje z przyjazdu do naszego regionu, a w szczególności do miejsc, które leżą bezpośrednio przy granicy z Ukrainą, gdzie trwa wojna”– przekazała Lachowska, szacując, że może być to spadek rzędu do 30 proc. Według niej, turyści niesłusznie obawiają się przyjazdów do województwa lubelskiego, bo – jak wyjaśniła – „w naszym regionie jest tak samo bezpiecznie jak w całej Polsce”. Obserwowany jest za to zwiększony ruch wewnętrzny. „Tzn. mieszkańcy poszczególnych regionów szukają atrakcji wakacyjnych w pobliżu, co też jest jakąś odpowiedzią na trudną sytuacją finansową, bo wiele ludzi zrezygnowało jednak z dalekich wyjazdów i podróżuje po najbliższej okolicy. Dlatego wspólnie z Polską Organizacją Turystyczną oraz członkami LROT zachęcamy turystów z Polski, sąsiednich województw oraz mieszkańców naszego województwa do przyjazdu i podróżowania po województwie lubelskim, pokazując wiele możliwości atrakcyjnego wypoczynku” – stwierdziła dyrektor Lubelskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej. Jej zdaniem, w najtrudniejszej sytuacji są jednak przedsiębiorcy z rejonu położonego w pobliżu granicy z Białorusią w woj. lubelskim, czyli z miejscowości nadbużańskich. Dodała, że ze wstępnych informacji wynika, że obszarze, gdzie wcześniej funkcjonował doceniany przez turystów produkt turystyczny „Wielokulturowy Nurt Bugu”, ruch turystyczny jest znacznie mniejszy i może to być w niektórych miejscach nawet ponad o 70 proc. w porównaniu do zeszłego roku. Dyrektor przypomniała, że ruch turystyczny był tam mocno ograniczony ze względu na obostrzenia związane kryzysem migracyjnym na granicy z Białorusią. „Mam na myśli zakaz przebywania w miejscowościach przygranicznych nad Bugiem. Praktycznie ten obszar został całkowicie wyłączony z ruchu turystycznego. Dopiero od lipca br. nastąpiło odmrożenie możliwości pobytu w miejscowościach przygranicznych na tym obszarze, a turyści potrzebują pewnej i sprawdzonej informacji o dostępności i ofercie turystycznej dużo wcześniej, ponieważ często planują swoje wyjazdy urlopowe z dużym wyprzedzeniem” – powiedziała Dorota Lachowska. Zwróciła uwagę, że jeszcze przed pandemią ruch turystyczny w pobliżu Bugu w północnej części regionu stale się zwiększał ze względu na atrakcyjność tamtego rejonu. „Wpływ miało na to również szukanie przez turystów nowych destynacji, jak i poszerzanie bazy obiektów noclegowych i usług, np. spływy kajakowe, jazdy konne, turystyka rowerowa, piesza, wypoczynek nad jeziorami, oferta kulturalna” – wyliczyła dyrektor LROT. Przekazała, że aby zachęcić Polaków do przyjazdu do województwa lubelskiego prowadzone są różne kampanie promocyjne, jak np. akcja bilboardowa oraz kampanie w mediach społecznościowych realizowana z Polską Organizacją Turystyczną, w największych miastach w Polsce dotycząca trzech województw: lubelskiego, podkarpackiego i podlaskiego. „Kampania ma na celu zachęcenie do odwiedzenia właśnie tych trzech regionów, gdzie turyści mogą czuć się bezpiecznie. Widzimy potrzebę realizowania tego typu kampanii, ponieważ ciągle dostajemy informacje od przedsiębiorców, że ruch turystyczny zarówno na obszarach przyrodniczych, jak i w miastach w tym roku bardzo się zmniejszył” – dodała Dorota Lachowska. Zapytana o najbardziej rozpoznawalne miejsca na Lubelszczyźnie, które zawsze przyciągają przeciętnego turystę do województwa lubelskiego, wskazała na trzy miejscowości: Kazimierz Dolny, Lublin i Zamość oraz Roztocze. „Kazimierz traktowany jest praktycznie jak część woj. mazowieckiego. Jest malowniczo położony nad rzeką Wisłą, gdzie po drugiej stronie brzegu widać Janowiec. Ta renesansowa architektura przyciąga do miasteczka ludzi z całego świat i budzi niesamowity zachwyt. Do tego oferta unikalnych lessowych wąwozów, czy muzeum w Kamienicy Celejowskiej, Muzeum Złotnictwa” – wyliczyła dyrektor Lubelskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej. Według niej, z kolei Lublin zachęca turystów oryginalną zabudową Starego Miasta, kaplicą Trójcy Świętej, bogatą ofertą kulturalną i cyklicznymi wydarzeniami. Natomiast Zamość – otwarta twierdza atrakcji, znajduje się na liście UNESCO. „Atrakcyjny Rynek Wielki z kolorowymi Kamienicami Ormiańskimi, niesamowitym ratuszem z klasycystycznymi schodami pojawiającym się jako scenografia na wielu fotografiach i widokówkach oraz Roztocze miejsce malowniczego wypoczynku w otoczeniu przyrody” – dodała Lachowska.
data publikacji: 11:22 ten tekst przeczytasz w 3 minuty Koty mają swoje honorowe miejsce w wielu polskich domach, a krótkie filmy o tych zwierzętach umilają czas znudzonym pracownikom korporacji. Nie dla wszystkich jednak kontakt z mruczącymi czworonogami oznacza przyjemność. Istnieją ludzie, którzy na widok kotów odczuwają wręcz paniczny lęk. Mary Swift / Shutterstock Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Ailurofobia - czym jest i jak się objawia? Lęk przed czarnymi kotami Jak leczy się fobie? Strach przed kotami to ailuro- lub felinofobia Odrębnym zjawiskiem jest lęk przed czarnymi kotami. Ten ma podłoże historyczne Jak przy każdej innej fobii, także w przypadku ailurofobii pomocna jest psychoterapia Sprawdź swój stan zdrowia. Wystarczy odpowiedzieć na te pytania Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Ailurofobia - czym jest i jak się objawia? Ludzie mogą bać się naprawdę wielu rzeczy. Obok tak powszechnych lęków jak obawa przed pająkami, wysokością czy zamkniętymi pomieszczeniami, znajdują się też mniej powszechne fobie. Można bać się dziur (choćby w serze), guzików, robienia zakupów, zbyt długich wyrazów czy rozmów z taksówkarzami. Albo kotów. Rasy kotów domowych Źródło: PAP Infografika Ailurofobia (nazywana też felinofobią) to irracjonalny strach odczuwany w zetknięciu z kotem. I nie chodzi tu jedynie o spotkanie z tym zwierzęciem twarzą w pyszczek. Do wystąpienia objawów typowych dla fobii wystarczy już sama rozmowa o kotach czy ich zdjęcia. Sprawdź też: Czy wiesz, czego boi się umersmofobik? Quiz o fobiach Podobnie jak w przypadku każdej innej fobii, zetknięcie się z obiektem wywołującym lęk wywołuje takie objawy jak przyspieszone bicie serca, duszności, podwyższone ciśnienie, uczucie suchości w ustach czy potrzebę natychmiastowej ucieczki. Lęk przed czarnymi kotami Koty w ogóle wywołują lęk u osób cierpiących na ailurofobię. Z kolei wąsate czworonogi o czarnym umaszczeniu wzbudzają niepokój od setek lat, także u ludzi niemających problemu z fobiami. Przyczyną strachu wywoływanego przez czarne koty jest podłoże historyczne, a także przesądy. W średniowieczu czworonogi o tym umaszczeniu miały być wysłannikami diabła czy też nawet jego personifikacjami. Ludzie wierzyli, że czarne koty posiadają paranormalne zdolności i odpowiadają za różnego rodzaju nieszczęścia, ze śmiercią i chorobami na czele. Sprawdź też: Czarownice z Salem - diabła "udawał" sporysz? Obecnie czarne koty kojarzą nam się przede wszystkim z pechem. Przesąd ten jest powszechny nie tylko w Polsce. U osób, które wierzą w zabobony, widok czarnego kota przebiegającego mu drogę może wywołać negatywne odczucia. Co więcej, może wtedy dochodzić do mechanizmu znanego jako samospełniająca się przepowiednia - przekonanie o tym, że dzień okaże się nieudany, determinuje zachowania oraz ich percepcję. W efekcie drobne niepowodzenia urosną do rangi wielkich porażek wywołanych przez pechowe spotkanie z czarnym kotem. Jak leczy się fobie? Katalog fobii jest praktycznie nieograniczony. Niektóre lęki są społecznie akceptowane i powszechne (jak choćby wspomniana już arachnofobia). Inne (lęk przed zmoknięciem czy przełykaniem) wydają się być irracjonalne, a dla osób, które na nie cierpią, stanowią źródło wstydu i poważnych trudności w codziennym funkcjonowaniu. Przeczytaj także: "Sam fakt kontaktu z miękkim futrem powoduje wydzielanie się hormonów szczęścia". Dlaczego jeszcze warto mieć kota? Fobie można leczyć za pomocą psychoterapii. W tym celu stosuje się terapie behawioralne lub psychoanalizę. W pierwszym przypadku celem jest nauczenie pacjenta, jak może radzić sobie z odczuwanym lękiem. Psychoanaliza ma z kolei na celu dotarcie do źródła fobii. Zachęcamy do posłuchania najnowszego odcinka podcastu RESET. Tym razem rozmawiałyśmy o suplementacji. Na czym polega ich fenomen? Jak ją stosować, by sobie pomóc, a nie zaszkodzić? Na co warto zwrócić uwagę w suplementacji przy problemach z tarczycą? Dlaczego trzeba uważać na biotynę? O tym i o wielu innych rzeczach usłyszysz poniżej. Przeczytaj też: Fobia i jej leczenie. Jak zmniejszyć strach i lęk? Czym jest zespół lęku uogólnionego? Siedem chorób, którymi możemy zarazić się od kota Choroby, którymi możesz zarazić swojego psa lub kota Źródła fobie strach lęk psychologia zdrowie psychiczne Rośnie liczba zakażeń HIV w Polsce. Chorzy boją się rozmawiać z lekarzami Liczba osób, u których wykryto zakażenie wirusem HIV w Polsce w 2022 r., jest wyższa niż rok wcześniej. I to dwukrotnie. Wielu zakażonych wypiera tę informację.... PAP Mniej znane fobie. Czy wiesz, czego boi się umersmofobik? Quiz o fobiach Chyba każdy z nas zna kogoś, kto nie lubi zamkniętych pomieszczeń, otwartych przestrzeni czy poci się na myśl o pająkach. Klaustrofobia, agorafobia i arachnofobia... Adrian Dąbek Koronawirus szaleje w Chinach. W Szanghaju rodzice boją się rozłąki z dziećmi W Polsce cieszymy się z powodu "końca pandemii" i chodzenia bez maseczek, w Chinach nastroje się diametralnie inne. Tam od kilku tygodni koronawirusa zbiera... Adrian Dąbek "Kobiety boją się raka piersi, a umierają na zawały" - Kobiety na serce chorują inaczej niż mężczyźni. Niestety, rokowanie w ich przypadku jest gorsze. Statystyki i fakty są nieubłagane: główną przyczyną śmierci u... Edyta Brzozowska Polacy najbardziej boją się nowotworów. Tymczasem 1/3 z nas nie badała się w ostatnim roku W jaki sposób ostatni rok, który upłynął pod znakiem kolejnych fal koronawirusa, wpłynął na nasze zdrowie? Czy pamiętaliśmy o profilaktyce pierwotnej i wtórnej? A... Polacy uwierzyli, że pandemia się kończy? Spada liczba osób, które boją się wirusa Systematycznie zmniejszają się obawy Polaków przed zarażeniem się COVID-19 – wynika z najnowszych danych agencji badawczej Inquiry. Przedstawiamy również dane na... Agencja badawcza Inquiry Pięć badań, których najbardziej boją się Polacy Trafnie postawiona diagnoza to podstawa, by wyleczyć chorego. Niestety, żeby dowiedzieć się, co nam dolega, czasami musimy wykonać szereg badań diagnostycznych.... Zuzanna Opolska Ponad połowa Polaków boi się, że ich bliscy zachorują na COVID-19 – czy testy byłyby receptą na bezpieczne Święta? Spotkania z rodziną należą do najważniejszych sytuacji, w których Polacy widzą potrzebę zadbania o bezpieczeństwo. Nie powinno to dziwić: 59% z nich obawia się,... Omikron nie robi wrażenia? Polacy nie chcą się szczepić i nie boją się wirusa W ostatnim tygodniu wzrósł odsetek Polaków, którzy nie obawiają się zarażenia koronawirusem – wynika z najnowszych danych agencji badawczej Inquiry. Sprawdziliśmy... Agencja badawcza Inquiry Polacy coraz bardziej boją się koronawirusa. Rośnie chęć przyjęcia trzeciej dawki [SONDAŻ] W ostatnim czasie poziom obaw Polaków przed zarażeniem się koronawirusem dynamicznie rośnie z tygodnia na tydzień – wynika z najnowszych danych agencji badawczej... Agencja badawcza Inquiry
By on 28 maja 2017 La Paz to najwyżej na świecie położona stolica świata. Bliżej słońca nie jest nawet stolica Nepalu czy Buthanu. Tym, którzy przylatują tutaj bezpośrednio z nizinnej Europy doskierwać może choroba wysokościowa. Z okien samolotu, miasto wygląda jak wydarte górom. Jakby wykipiało z gigantycznego garnca nad którym swoje siwe głowy pochylają dwie staruszki – Huayna Patosi (6088m npm) i Illmani (6430m npm). Wg legendy była i trzecia staruszka Mururali, ale po kłótni z Illmani ta ostatnia rzuciła zaklęcie: Sarja mi! W języku Indian Ajmari oznacza „Przepadnij”. Zaklęcie trafiło Mururali w szyję, jej głowa potoczyla się po płaskowyżu aż trafila na wierzchołek Sajamy, czyniąc z niej najwyższą górę Boliwii (6542m npm). Od tego momentu nad garncem pochylały się tylko dwie siwe głowy. Widziały jak powstała indiańska wioska Choqueyapa do której przybyli konkwistadorzy z pod znaku szabli i misjonarze spod znaku krzyża. Widziała jak powstają drogi bardziej strome niż w San Fransisco, jak bogacze (w przeciwieństwie do większości miast) budowali swoje posiadości w centrum wypychając biedotę wciąż wyżej i wyżej. Miasto tysiąca gołębi… … jednego dziwnego zegara, na którym Czas się cofa (cobaczcie ułożenie cyfr)… … i jednego dziwnego namiotu, który zinspirował nawet policjantów z oddziałów do walki z zamieszkami. Budzili już mnie policjanci, ale Ci z tarczami i gładkolufową bronią nie. Okazało się, że pod tym wiaduktem utowrzyła sie jakaś demonstracja. A policjanci przeprosili i życzyli dobrego dalszego odpoczynku 😀 Dzisiaj miasto może przypominać każde inne miasto w Boliwii. Te same budynki z czerwonej cegły zbudowane bez ładu i składu bedąc przykładem budownictwa „tetrisowego”, chociaż za ogromne kokainowe pieniądze. Te same uliczne budki z jedzeniem i skorumpowani policjanci. Jest tutaj pewne powiedzenie: „Strzeż się peruwiańskich chłopów, boliwijskiego prawa i chilijskich dziewczyn”. Pomimo bardzo rygorystycznych obostrzeń zawsze działa tutaj paragraf 20 albo 50 w zależności od przewinienia – zwinięte 20 albo 50 boliwianów. Miasto troche większe, bardziej ruchliwe, ale u podstaw podobne do innych. Poza drobnymi szczegółami, które czynią to miejsce prawdziwą ciekawostką. Kiedy już znalazłem piękny kościół, to w środku byl kategoryczny zakaz robienia zdjęć. Ciekawe czy bardziej dla ochrony zabytków czy wpływów z turystyki Jeden się ostał otoczony szklanymi wieżami Kościół zamieniony na bank. W La Paz jak w każdej stolicy obowiązuje religia pieniądza. Teleferico, czyli sieć podniebnej kolejki. W La Paz z racji górzystego terenu nie można wybudować metra i chyba tylko dzięki tej kolejce miasto się nie korkuje, a ludzie nie dostają zawału wdrapując się na strome ulice. Z tego rozwiązania stolica Bolwii naprawdę może być dumna! Szybko, sprawnie, czysto. Europejsko. Ciekawe miejsce to muzuem koki. Dowiesz sie tam nie tylko o miejscu koki w tradycji i kulturze, ale o składzie chemicznym koki… …rodzajach i metodach uprawy… …pozytywnym wpływie na organizm… … i tym negatywnym… A na sam koniec dostaniesz przepis z odczynnikami jak wydestylować kokainę 🙂 Ale równie fajne zbiory mają miejscowe kina 🙂 Zawsze szukam małych, lokalnych kin, wchodze, szperam, buszuje od piwnicy po strych. Ale takiego zaangeżowania ekipy, takich programów edukacyjnych i zbiorów taśm mogliby pozazdrościć w Europie. I po co iśc na jakiś nowy film kiedy można zobaczyć „Złodzieja z Bagdadu” z 1924 roku W La Paz pomimo znikomej ilości tlenu wszyscy biegają jak nakręceni. Tutaj nie ma Czasu na stanie w kolejkach, szukanie specjalistów i biur. To one wychodzą szukać klientów 🙂 Urząd miasta twierdzi, że lepianka którą postawileś bez pozwolenia musi zniknąć? Ale Twoja edukacja skończyła się w pierwszym tygodniu pierwszej klasy i jedyne co potrafisz napisać to „coca”? Nic prostszego! Przed urzędami czekają na Ciebei panowie z maszynami do pisania, którzy za parę groszy napiszą każde pismo. Z listem miłosnym albo od porywaczy włącznie. Cieknie Ci zlew albo chcesz się nielegalnei podpiąc pod instalacje elektryczną? Na chodniku czeka już na Ciebie kilkanaście toreb z tabliczkami świadczącymi o prefesji ich właścicieli. Do swojego samochodu zaprosić możesz elektryków, hydraulików, malarzy, tynkarzy, a pewnie i jakiś włamywacz znajdzie sie do otwarcia zatrzaśniętego samochodu. Chcesz zadzwonić do brata, który nielegalnie siedzi w Stanach Zjednoczocnych, ale jedyny telefon komórkowy, który widziałeś to ten z bilbordu? Kiedy następnym razem wyskoczysz kupić chleb, skarpetki i gazetę, w tym samym kiosku na ulicy w którym kupisz te rzeczy będzesz mógł skorzystać z domowego stacjonarnego telefonu z licznikiem! Takie telefony znajdziesz w absolutnie każdym kiosku często kilka obok siebie. Na ulicy znajdziesz coś jeszcze – magie. Prawdziwą, w którą wierzy i uprawia prawie każdy mieszkaniec Bolwii z prezydentem Evo Moralezem włącznie. Kiedyś czarownice chowały się w mrokach, a zaglądali do nich tylko chłopi po tym jak odmówili zdrowaśki u stóp Madonny w kościele św. Franciszka. Teraz czarownice nie boją się ciepła czekających na nich stosów, a Mercado de las Brujas to jedna z atrakcji miasta. Znajdziesz tutaj amulety na każdą okazje, zobaczysz przyszłość w liściach koki, a w naparze z bielunia (tutaj nazywanego Anielską Trąbą) przejdziesz przez wrota do świata duchów, gdzie dostaniesz radę, albo zgubisz dusze. Pojedyncze czarownice spotkać można w każdym boliwijskim miasteczku, ale tylko w stolicy ich stragany zajmują kilka ulic. Obserwując je z zewnątrz można pomylić je z każdym innym sklepem z pamiątkami. Czasami maciupeńkie, Czasami przechodząc przez wąskie drzwi w środku odkrywamy jak w baśni gigantyczny czarodziejski pałac. To co w większości przykuwa uwagę jako pierwsze to zapach ziół, stęchlych skór i spalenizny. Zapach magii. A potem… ususzone płody lam. Włochate albo malutkie bez futerka. W Boliwi dobrym zwyczajem jest stawianie budynków na… szkieletach. Jeśli stawia się budynek mieszkalny w fundamenty wsadzane są zazwyczaje szkielety zwierząt domowych. Ochronią taki budynek przed powodzią, ogniem, piorunem, chorbą i nieszczęściem. Ale duże inwestycje, takie jak apartamentowce i markety, wymagają większego poświęcenia. Wymagają ludzkich kości. Kto odnajduje wieczny spokój w warstwach cementu? Najczęściej robotnicy pracujący na budowie. Pomimo przepisów BHP, obowiązku kasków i butów, często pracuje się tutaj w sandałach czy słomkowych kapeluszach, więc na wypadki długo czekać nie trzeba. Nikt nie otwiera szampana kiedy Jose zaaplikuje sobie gwoździarką kawałek metalu w czaszke, ale z serca inwestora spada potężny kamień. Bo zwłoki Jose zabezpieczone cementem powinny gwarantować ukończenie budowy. Rodzina nie szuka tych zwłok? Szuka, ale… nieznajduje. Ot człowiek wyszedł do pracy i nie wrócił do domu. Albo jeśli wypadek był dobrze udokumentowany, to rodzina dostaje wystarczającą ilosć pesos żeby kupić sobie nowy dome pod warunekim że zwłoki męża/syna/ zostaną pod inwestycją na której pracował. Inne „źródło” to bezdomni. Ich przecież nikt nie będzie szukał. Duże inwestycje wymagają poświęcenia… Ile kosztuje płód lamy a tym samym powodzenie inwestycji? Od 35 pesos za malutką lamę do 150 za duży płód. Widziałem turystów kupujących je jako pamiątkę. „Chcesz postawić dom?” pytała jedna z czarownic turystkę obmacująca płód. „Nie, chciałam tylko ją dotknąć”. „Skoro nie chcesz stawiać domu nei dotykaj, częśc Ciebie zostanie w lamie, a potem przeniesie się do czyjegoś domu”. Bezpieczniej jest podotykać amulety na każdą okazje, buteleczki z ciemnego szkła, woreczki pełnych proszków, kryształów i Bóg wie jeszcze czego. Pentagramy z twarzą wojownika jaguara leżą zaraz obok skorup żółwi, krokodylich łap, nóg pancernika, ususzonych węży i obrazków z katolickimi świętymi. Św. Roza z Limy dający urodę dziewczętom, albo Martina de Porres, czarnego świętego rozumiejącego mowę zwierząt. Tutaj wierzenia mieszają się jak w wielkim kotle. Po jednej z mszy zgarnąłem księdza do ławki i pytam, co kosciół o tym sądzi i czy coś z tym robi. „Te wierzenia są starsze od samego Kościoła. Jedyne co możemy to informować, że czarownice i cały kult z nimi związany jest zły”. Pytam, a co z wierzeniami w Pachamame i Boga Słońce? Co z wierzeniemia indian Quechua i Aymara? „Jeśli ludzie wierzą, że na pierwszym miejscu jest Chrystus, a dopiero potem Pachamama to wszystko jest w porządku. Nie chcemy i nie możemy w to ingerować. To jak walka z wiatrakami”. I tak to się tutaj plecie. Rano lud zatapia się w kościelnym kadzidle, a wieczorem okadza się w domowym oltarzyku na cześć ciemnych mocy. U moich stóp walają się ususzone sowy i łby kajmanów, ale kiedy podnosze wzrok widzę całą ścianę zaczarowanych świec. Są na miłość, na potencje, na cellulit, na kurzajki. Na ustanie słośliwych plotek. Na powstrzymanie śmierci i na sprowadzenie choroby. Na utratę pamięci. Na rozdzielenie kochanków. Obok stoją zaczarowane perfumy. Wystarczy kilka kropel, a każdy mężczyzna będzie Twój. Co ciekawe nie znalazłem odpowiednika dla mężczyzn. Bo dla nich przeznaczone były inne perfumy. Kilka kropel, a klienci bedą lecieć do nich jak ćmy do ognia, a sklep wypełni się pieniędzmi! Na samym końcu czekały zaczarowane mydła i płyny do kąpieli. Kąpiąc się jednocześnie wypowiadać należy Ojcze nasz i Zdrować Maryjo („przed skorzystaniem przeczytaj ulotkę bądź skonsultuj się z czarownic” głosi napis na opakowaniu). Jakie działanie ma zaczarowane mydełko fa? Przyzywa pieniądze, klientów, miłość, zdrowie. Są nawet specjalne mydełka dla studentów przyzywające mądrość. Dla każdego coś dobrego. Stragany uginają się od mieszanek ziół i 1001 magicznych drobiazgów. Ale jeśli nie znajdziesz tego czego szukasz to czarownice mogą przygotować dla Ciebie specjalny urok. Pod jednym ze stołów widziałem jeden z nich, który czekał na odebranie. Małe tekturowe pudełko a w środku popiół, podkowa, jakieś inne żelastwo, garść ziół i cukierki. Niestey nie chciała mi powiedzieć na co to. Ten wystarczy zakopać, aby zaczął działać. Inne należy spalić, jak ten na bogactwo i boże błogosławieństwo, który wygląda jak matka boska zrobiona z marcepanu ze szlifowanymi kryształami i malutkimi dolarami. Pomiędzy sklepami na kolorowych dywanikach siedzą yatiri, czardziejscy medycy i wróżbici. W swoich torbach mają amulety, talizmany i magiczne proszki. Z rozsypanych liści koki polanych alkocholem potrafią przepowiedzieć przyszłość i obeserując kilku z nich muszę przyznać, że na brak klientów nie muszą narzekać. Potrafią też rozwiazać problemy z pieniędzmy, w pracy czy na studiach. Ale ludzie ostrzegali mnie żebym ich nie drażnił, bo mają potężną moc. Na jednym ze stoisk wybuchnąłem śmiechem na widok kolejnego abstrakcyjnego mydła dla rolników mającego przynieść dobrą pogodę i duże plony. Szybko tego pożałowałem, bo sprzedawczyni z widocznym brakiem uzębienia spiorunowała mnie wzrokiem, wysyczała kilka niezrozumiałych słów i robiąc przy tym dziwaczny gest. Chciałbym wierzyć, że ćwiczyła układ choreograficzny do grupy chirleederek. Ale wewnętrzny głos podpowiadał mi żebym wynosił się stamtąd zanim nie zamienie się w żabę, albo stanie się coś straszniejszego niż niezapowiedziana kontrola Urzędu Skarbowego. Nie wierze w takie rzeczy, ale przecież grałem na wyjeździe, a jak wiadomo gospodarzom nawet ściany pomagają więc po co było kusić los. Ci którzy nie wierzą w opiekuńczą moc magii, wierzą w stare, dobre kłódki. A najlepiej w kilkanaście. Zwycięzcą został sklep z zegarkami zamknięty na 17 kłódek 😀 TAGS
Większości z nas czarownica kojarzy się ze starą wiedźmą z zakrzywionym nosem, w spiczastej czapce, machającą różdżką, wpatrującą się w szklaną kulę i rzucającą zły urok. Tymczasem współczesna czarownica to osoba idąca własną ścieżką, myśląca logicznie, umiejąca wykorzystać moc swojej intuicji i emocje. Szukająca odpowiedzi na pytanie, jak rządzi się świat, co wpływa na podejmowanie przez nas decyzji, zapatrzona w naturę, zakochana w ludziach i lesie, celebrująca życie. Współczesne czarownice są też wąsko wyspecjalizowane. Jedne we wróżbiarstwie, inne w astrologii, ziołach, rzucaniu zaklęć, alchemii. Aneta pochodzi z Kędzierzyna-Koźla, oswaja umysł, szuka źródeł magii. Krok do magiiMieszkanie w małej miejscowości między Liverpoolem a Manchesterem. Ściany uginają się od zdjęć lasów, pól, drzew i kwiatów, luster i płaskorzeźb przedstawiających dziwne postacie. Wszędzie stoją świeczniki w nietypowych kształtach, świece, kadzidełka, kryształy, celtyckie krzyże - aż kipi od magicznych symboli i znaków. Wszystko w kolorach natury: brązie, zieleni, żółci i pomarańczy. W kuchni okno, przez które Aneta wygląda i uśmiecha się do przechodzących chodnikiem sąsiadów. W pewnej chwili czarownica bierze do ręki wahadełko. Duży, metalowy misternie zdobiony stożek, z kulą u podstawy, zawieszony na łańcuchu. Ręka nawet nie drgnie, a wahadełko powoli zaczyna się poruszać, po chwili zatacza szerokie koła. To dopiero początek. Aneta kładzie przed sobą trzy kartki. Na każdej z nich narysowany jest inny znak. Potem je odwraca, zamyka oczy i prosi, żeby zamienić je miejscami. Głośno wymawia nazwę symbolu, który chce znaleźć, i powoli przesuwa wahadło nad kartkami. W pewnym momencie, nad trzecią z kolei kartką wahadło zaczyna wirować - znalazło to, o co prosiła go czarownica. - Naszym najbardziej magicznym instrumentem jest nasz umysł, siła woli i intuicja- tłumaczy ze starą tradycją, czarownicą może zostać siódma córka siódmej córki czarownicy. Aneta tego szczęścia nie miała, w jej żyłach nie płynie magiczna krew, ani mama, ani babka czarownicami nie były, ale od małego wiedziała, a raczej wyczuwała, że oprócz świata, który każdy widzi, jest coś jeszcze. To, co ją przyciągało jak magnes, to pola, łąki i lasy. Wsłuchiwała się w szum drzew, w szept kamieni. Była z miasta, ale każde wakacje spędzała u babci na wsi. Te dwa miesiące wystarczyły, żeby nabrać energii na cały rok. Jej koleżanki jeździły na basen, a ona wolała iść nad jezioro. Szuka miejsc nie każonych ludzką myślą. Dopiero później dowiedziała się, że najbardziej magicznym instrumentem, który ma człowiek do dyspozycji, jest umysł właśnie. Lubiła chodzić za kotami. Nie mogła oderwać od nich oczu, śledziła każdy ruch, włóczyła się ich wtedy mama jej powiedziała, że zostanie można wyznaczyć konkretnego momentu, w którym się nią zostaje. Do tego dochodzi się powoli, słuchając siebie, obserwując naturę i wszystko, co nas otacza - mówi Aneta. - U czarownicy zmienia się podejście do życia. Zaczyna rozumieć, że wszyscy pochodzimy z jednego źródła, że można w nas czytać tak jak w księdze, że intuicja, emocje, wewnętrzna energia mają niesamowitą czytała, w starych księgach szukała informacji o swoich poprzedniczkach. W Polsce dostęp do nich był bardzo ograniczony, za to w Anglii, gdzie kilka lat temu wyjechała, świat magii otoczył ją ze wszystkich stron. Magia pomogła jej wyjechać. Umysł jest w stanie przeniknąć w blasku świecWiccaSłowo wicca pochodzi z języka angielskiego (dokładniej ze staroangielskiego) i w dosłownym tłumaczeniu znaczy "mądra kobieta", a określa ruch religijny prężnie rozwijający się w krajach angielskojęzycznych. Główne jego zasady zaczerpnięte są z wierzeń pogańskich, a wyznawcy szczególną czcią otaczają naturę i wszystkie dobra, jakie ona ze sobą niesie. W "Przewodniku dla osób indywidualnie praktykujących magię" można przeczytać, że wicca duchowymi korzeniami sięga szamanizmu i najwcześniejszych form kultu przyrody. Jej charakterystycznymi elementami są: kult bogini i boga, idea reinkarnacji, magia, rytualne obchody pełni księżyca, zjawisk astronomicznych i rolniczych, świątynie stworzone z indywidualnej mocy i będące miejscem odprawiania rytuałów. Wicca jest neopogańską religią czarownic, a ma tyle odmian i odłamów, ile jest osób ją praktykujących - to bardzo indywidualna Zapytałam, czy mam jechać, i wszystkie znaki na ziemi i na niebie mówiły "jedź!"- wspomina Aneta. - Bo można stawiać tarota czy ostatnio bardzo popularne runy, ale ja wolę książkę. To bardzo prosta metoda. Otwieram książkę na dowolnej stronie, pierwszy rzut oka na kartkę i czytam tam, gdzie się oko zatrzyma. Trzeba przeczytać cały akapit i zrozumieć, co ten fragment nam powie. Najlepiej jest, kiedy książka sama upadnie pod nogi i się otworzy. Sięgam po wróżby od czasu do czasu, oczywiście nie po to, żeby zapytać, co mam zjeść na śniadanie, ale wtedy, kiedy muszę podjąć bardzo ważną decyzję życiową. To właśnie w Anglii prężnie działa ruch wicca, przez niektórych traktowany jak religia. Powstają organizacje skupiające czarownice, organizowane są warsztaty, szkolenia i zjazdy. - Miałam oficjalną legitymację czarownicy, ale po roku mi wygasła, bo nie opłaciłam składki - śmieje się Aneta. - Tak naprawdę każda z nas sama wybiera sobie drogę, którą chce iść. Można działać w grupie, ale można też wejść na Samotną Ścieżkę. I ja wybrałam to drugie. Nawet w bardzo małych miejscowościach, na przykład w tej, gdzie mieszka Aneta, działają sklepy, w których każda czarownica znajdzie coś dla siebie: od ziół, przez amulety, kryształy, księgi, a na ciuchach skończywszy. - Przez wieki wiele w życiu czarownic się zmieniło, ale moda została taka sama, czyli długa obszerna spódnica i płaszcz z kapturem - mówi nasza czarownica. - Co prawda wolę chodzić w spodniach, ale z okazji świąt zakładam długą są cztery: wiosenne, letnie, jesienne i zimowe, związane z przesileniami, z przechodzeniem dnia w noc i nocy w dzień. I wtedy właśnie Aneta zakłada długą spódnicę, wyciąga zza kaloryfera swoją miotłę (bo takową posiada) i jedzie na spotkanie czarownic. Są wróżby, czytanie z kart, patrzenie w niebo. Szukają odpowiedzi na to, co będzie, patrzą w gwiazdy, wirują spódnice, padają zaklęcia. Świętowała także w Polsce. W Kędzierzynie-Koźlu, jest pozostałość kamiennego kręgu - nikt nie wie, skąd się wzięły stojące tam głazy, i właśnie tam odbywało się spotkanie. Brały w nim udział nie tylko czarownice. Chodziło o to, żeby cieszyć się z tego, co jest, było i będzie. Były tańce i śpiewy. Żeby świętować, trzeba zrozumieć, co się świętuje. Ludzie postrzegają życie jak linię prostą z początkiem i końcem, a my mówimy o kole, o tym, że wszystko się powtarza. Widzimy podobieństwo natury do życia człowieka. Przemijamy jak pory roku, a wszystko ma swoją przyczynę - mówi Aneta. - Koło z wpisanym równoramiennym krzyżem to jeden z naszych magicznych znaków. Zaklęcie wychodzi z brzuchaSłowa mają magiczną moc, trzeba tylko wiedzieć, jak je wypowiadać. "Wesołych Świąt", "Dużo szczęścia", "Szczęśliwego Nowego Roku" to zaklęcia. Jest tylko jedno ale... Żeby miały moc sprawczą, osoba, która je wypowiada, musi wierzyć w to, co mówi, i naprawdę chcieć takie zaklęcie rzucić. I nad tym właśnie pracują czarownice. - Trzeba te słowa wypowiadać z głębi siebie, z intencją. Intencja jest bardzo ważna. Zaklęcie powinno wychodzić z serca i brzucha. Tak, brzucha, bo przecież kiedy jesteśmy czymś podekscytowani, to mówimy, że mamy motyle w brzuchu i wypowiadając zaklęcie, te motyle trzeba obudzić. Ważny jest też umysł. Powinien świadomie wysyłać sygnały - tłumaczy czarownica. - Zamiast więc powiedzieć, "wszystkiego dobrego", powiedz "z całego serca życzę ci wszystkiego dobrego". Powiedz i uwierz w to, co mówisz. Ten kij ma jednak dwa końce, bo przecież można też powiedzieć "Niech cię wszyscy diabli". To ciemna strona magii, ale żadna rozsądna czarownica po nią nie sięgnie. Rozsądna i przeszkolona w zakresie BHP. A BHP w tym przypadku to magiczna trójka. - Wszystko, co robisz, wróci do ciebie z potrojoną siłą. Jeżeli więc rzucasz w kogoś czymś złym, to zło do ciebie wróci, ale kilka razy powiększone. Nie wiesz, z której strony cię dopadnie, ale wróci. Na szczęście dobro też wraca - mówi ludzkiego umysłu jest wielka. Była kiedyś czarownica, która prawie trzy czwarte swojego życia poświęciła na to, żeby siłą umysłu wygiąć łyżeczkę. Ślęczała nad tym po kilka godzin dziennie, aż wreszcie jej się udało. Na oczach koleżanek, w trakcie jednego ze spotkań, łyżeczka zaczęła się giąć jak plastelina. - Tylko pytam: po co wyginać łyżkę i poświęcać na to prawie całe życie? - mówi Aneta. - To już lepiej wykorzystać ten czas na pisanie książki. Jeżeli wyjdzie z tego coś ciekawego, to też będzie magia, bo przecież pomysł jakoś musiał się w naszej głowie narodzić, rozwinąć, musieliśmy znaleźć słowa, żeby to, co w głowie, opisać. Czyż to nie jest magia? I tak już od wiekówMagia jest starsza niż religia, towarzyszy ludziom od zarania dziejów. Dzisiaj mamy DNA, cechy osobowe zapisane w kodzie genetycznym, a kiedyś był kalendarz astronomiczny - układ planet w chwili narodzenia człowieka determinował jego mówimy o medycynie naturalnej, a przed wiekami życie ludzkie ratowały zioła. Podobno w ruinach spalonego w 1241 roku Opola archeolodzy znaleźli wiele pogańskich amuletów i tylko jeden krzyżyk. O czarownicach świat usłyszał dosyć późno, bo w późnym średniowieczu. To wtedy pojawiły się chodzące od wsi do wsi akuszerki. Kobieta powinna była rodzić w bólach, a one przecież ten ból łagodziły. Starały się ulżyć cierpieniu, działały więc wbrew prawu. Zaczęły się prześladowania - opowiada Aneta. W Starym Testamencie napisano: "Nie pozwolisz żyć czarownicy". W łacińskim przekładzie użyto słowa malefica, a więc złoczyńca rodzaju żeńskiego, łajdaczka, bezbożnica, niecnota. Na mocy tego prawa około dwóch milionów "czarownic" straciło życie. W XIII wieku uznano, że czary to coś realnego i że macza w nich palce diabeł. Innocenty VIII w 1483 roku wydał bullę potępiającą czarowników obu płci. Dominikanie Heinrich Institoris i Jakob Sprenger pięć lat później przygotowali instrukcję dla inkwizytorów, podręcznik "Młot na czarownice". Można tam przeczytać, że 'Wszelkie czarostwo pochodzi od żądzy cielesnej, która u kobiet jest niespożyta". Zapłonęły stosy. - Jest historia mówiąca o tym, że któregoś roku w zbożu pojawił się grzyb. Ludzie zjedli chleb z tego właśnie zboża, zmielonego razem z grzybem, co wywołało u nich halucynacje. Widzieli diabły, ogień piekielny, tańczyli. Potem, kiedy doszli do siebie, szukali sprawców swojego zachowania i znaleźli - w kobietach posługujących się ziołami - mówi Aneta. Ostatni stos zapłonął w Europie w 1793 roku, ale wrogość ludzi wobec nieznanego nadal dawała o sobie znać. W 1926 roku człowiek skazany za napaść na czarownicę miał powiedzieć "Kryminał kryminałem, ale co pomogło, to pomogło".Dzisiaj zwłaszcza w Anglii czarownice żyją otoczone powszechnym szacunkiem i przyjaźnią. Myślę, że dobrą robotę zrobił nam Harry Potter - mówi Aneta. - Nie trzeba się nas bać. Kochajcie czarownic, bo jest w każdym z pisania tekstu korzystałam z magazynu "Esensja".
czego boją się czarownice